Lekarze - po pierwsze nie szkodzić. Ale czy pomóc?

Nie wiem jak u was jest z lekarzem pediatrą ale ja coraz bardziej się do nich zarażam. Mam wrażenie że oni rodziców traktują jak kłamliwych idiotów! Może to tylko my mamy takiego pecha ale w naszej okolicy chyba nie ma nikogo godnego polecenia. Myślałam że naprawdę wybrałam lekarza dla Olisi który jest konkretny, doradzi i pomoże. Najwyraźniej się pomyliłam i zastanawiam się co z tym zrobić?

To też nie jest tak że nie miałyśmy kontaktu z innymi lekarzami. Miałyśmy i to sporo. I jak już wydaje ci się że, o ten pediatra jest spoko to robi bądź mówi coś co każe ci się mocno zastanowić czy aby na pewno należy takiej osobie ufać.

Przytoczę 3 sytuacje które mnie mocno zdenerwowały lub sprawiły że zaczęłam wątpić w lekarza.

Pierwsza taka sytuacja miała miejsce podczas drugiego szczepienia. Byłam przekonana że Niunia nie zostanie zaszczepiona ponieważ od kilku dni miała katar. Jak każdy chyba początkujący rodzic poszłam z nią na wizytę przed szczepieniem żeby nie było że to olewam. Lekarka zbadała małą, zważyła a ja w tym czasie powiedziałam że kicha i ma katar. Pani doktor stwierdziła że katar to nie choroba i kazała przejść do gabinetu pielęgniarki na zrobienie zastrzyków. Byłam w szoku! Ale pomyślałam "kurczę przecież to wykształcona osoba, pediatra od wielu lat. Pewnie ma rację". Po powrocie do domu mocno pożałowałam mojej decyzji. Jeszcze ani razu tak ciężko nie przechodziła okresu po szczepieniu. Gorączkowała, płakała przez trzy dni, bolały ją rączki i katar się nasilił, doszedł kaszel. Już nie mówiąc o odczynie i czerwonej rączce bo to się często zdarza.
Następnym razem za każdym razem jak choćby raz kichnęła przed szczepieniem, dzwoniłam że nas nie ma lub że jest chora bo nie chciałam ryzykować powtórki i cierpienia mojego malucha.

Drugi raz był podczas rozmowy o żywieniu Oliwii i pojeniu bo ma dużo pić i mam dawać jej herbatki te dla dzieci. Szok 😮 znowu 😦 Mówię pani doktor ale jak? Staram się jej nie dawać takich napojów bo to 95% cukru, czyli w rzeczywistości mogłabym po prostu posłodzić jej wodę cukrem i miałoby to przynajmniej mniej chemii. A pediatra do mnie "no ale jej trzeba tego cukru". Szczęka mi opadła do samej ziemi dosłownie. Mój narzeczony zabrał mnie stamtąd żebym tylko nic się nie odezwała bo już widział moją minę... Jak lekarz może mówić że niemowlakowi w wieku prawie 7 miesięcy mam dawać coś co zawiera tyle cukru? To ja się dwoję i troję żeby kombinować i dawać jej zdrowe mało słodzone posiłki a tu taka porada!! Każdy z kim rozmawiam nie może uwierzyć że pediatra doradza coś takiego?! Tyle się trąbi w mediach, przedszkolach, szkołach i wszędzie żeby unikać cukru a ja mam jej podawać? Paranoja...

Trzeci raz był wczoraj. Nie wytrzymałam. Wyszłam. Nie po chamsku ale chyba widziała że jestem zbulwersowana i ani minuty dłużej nie miałam zamiaru tam spędzić. 

W sobotę byliśmy na dyżurze bo mała się źle czuła, dostała leki i zalecenie kontroli u swojego lekarza po weekendzie. Na początek dostałam zrypkę że ją przegrzewamy. Miała założona kamizelkę i kaptur na głowie bo byłyśmy na huśtawkach a stwierdziłam że jest zimno i nie chcę żeby gadali że za lekko ją ubieram. A tłumaczenie że na co dzień lata po domu w samym bodziaku nic nie dały bo pani doktor nawet mnie nie słuchała tylko wie lepiej. Ma trochę potówek więc ją na 100% przegrzewamy. Znów tłumacze że tak nie jest. Gorączkę miała w weekend to pewnie się zrobiły bo się pociła strasznie.

 Nie. 

To nasza wina.

 Szkoda że jest lato a w domu gorąco jak w piekle. I naprawdę czułam się jak jakiś oszust. Zrobią z ciebie kłamliwą idiotkę, bo chyba po to przyszłam tam żeby naściemniać... Tylko po co?? Co bym z tego miała??

 Ale to nie koniec. 

Po co właściwie ta wizyta? 

Bo oczywiście znów ten nieszczęsny katar. Ale tym razem zdominował bobasa całkowicie. Non stop leje się z nosa na przemian z zatkanym noskiem. Oliwia ma problemy z oddychaniem, zasypianiem i jedzeniem. I mówię że już nie gorączkuje ale nie możemy sobie poradzić z nosem. Pytam co robić bo jakakolwiek czynność w której ruszamy jej nos doprowadza ją do histerii... A ją w takim stanie rzadko widuje bo jest pogodnym radosnym maluszkiem. Odciąganie nosa i dawanie kropli to horror!!! Więc zapytałam o radę. I co usłyszałam? "Przecież ja nie słyszę żeby miała katar". No i tłumaczę że przecież ma! A to że w ej chwili jej lepiej to tylko i wyłącznie nasza zasługa! C nie znaczy że problemu nie ma. Znowu poczułam się jak kłamca... Ja chyba przychodzę do przychodni na ploty albo dla przyjemności bo przecież mojemu dziecku nic nie dolega... No ale mam używać po 3 razy dziennie dwóch rodzajów kropli do nosa...

Masakra... Paranoja... I naprawdę nie chcę się bardziej wulgarne wyrażać....
Jedyny porządny pediatra to pani doktor w poradni rehabilitacyjnej w Opolu do której jeździmy i jak już jesteśmy to pytam o WSZYSTKO!!

Aż strach pomyśleć jakie będą nasze dalsze doświadczenia z pediatrami. Myślę że trzeba będzie zastanowić się nad zmianą pediatry. 

Komentarze

Popularne posty